Poznajcie nowego mieszkańca Anka Rancho. Fistaszek jest niezmiernie towarzyski i niezmiernie skoczny (w końcu to wnuk olimpijskiego medalisty), co udowodnił już w pierwszych godzinach pobytu w Anka Rancho w mgnieniu oka przedostając się ze swojej kwaterki na łąkę, gdzie procesowi napychania brzuchów trawą oddawali się stali pensjonariusze Rancha. Tak więc pierwsze koty (konie?) za płoty. Farys został dołączony do małego stada i od razu zaprzyjaźnił się z Poldkiem.
Tak o Farysie pisze jego właścicielka:
"Po swojej mamie odziedziczył tendencje do płoszenia się i ucieczki. Wychował się jednak w towarzystwie lewo-półkulowego wujka Bartusia, półkrwi hucuła, któremu zawdzięcza ogromną ciekawość i chęć do zabawy. I nagród. Zwłaszcza tych jadalnych. Farys od dzieciństwa ma styczność z linami, carrotem, lubi zabawy z ziemi jednak każda przerwa w pracy sprawia, że 'dziczeje'. Miał pecha spotkać kilka osób w życiu, które potraktowały go siłowo i nie fair. Zapamiętał to i jeśli czuje się niepewnie, stawia opór całym sobą - kopnie, ugryzie, ucieknie, stanie dęba albo położy się na człowieka. Wspomniałam, że jest ekstrawertykiem i uwielbia dzikie galopy i szalone brykania? Oto dlaczego jego pani nie potrafi rozpocząć z Farysem kolejnego etapu, jakim jest jazda w siodle."
Więcej o Farysie dowiedzieć możecie się z jego profilu na Parelli Connect (nie masz konta i chciałbyś dowiedzieć się jak założyć je za darmo? Kilknij tutaj.)
Poniżej kilka zdjęć z pierwszej wizyty na placu.
Hawana to klacz z Anka Rancho od 2 lat pozostająca pod opieką Justyny (autorki powyższych i poniższych pięknych zdjęć). Hawana późno zaczęła pracować regularnie pod siodłem, a nawet w tych ostatnich dwóch latach z regularnością bywało różnie. Ci którzy byli na majowych warsztatach dotyczących koniobowości wiedzą, że Hawanę ciężko zaszufladkować. To dominująca klacz, która rozstawia wszystkich po kątach, a jednocześnie łatwo wpada w prawą półkulę. Nasza misja na najbliższe tygodnie to poprawić wyraz paszczy Hawany, zwłaszcza przy zagalopowaniach, i zmniejszyć obwód jej brzucha. Miejmy nadzieję, że jedno pójdzie w parze z drugim.
W celu zmniejszenia brzucha praktykujemy tereny. W celu poprawienia wyrazu paszczy i zaakceptowania przywództwa człowieka cofamy, ustępujemy przodem i chodzimy bokiem. Słyszeliście kiedyś powiedzonko Pata, że czym lepiej koń cofa i robi chody boczne tym lepiej robi wszystko inne?
O Fiestinie było już w poprzednim poście. Teraz, gdy mam już jej zaufanie mogę przejść do kolejnych kroków. Zaprzyjaźnianie z liną zamieniłyśmy na zaprzyjaźniania z podkładką do jazdy na oklep, a potem z siodłem.
Konie, a szczególnie koń Fiestina (chociaż również koń Poldek) są niezwykle czułe na wszelkie zmiany. Każdy kolejny krok robić trzeba ostrożnie nie zakładając, że koń już coś wie lub zna. Chociaż popręg to właściwie nic innego niż lina przebiegająca pod brzuchem, a człowiek stojący obok lub nad (np. na beczce) jest nadal tym samym człowiekiem, gdy zawiśnie, a potem usiądzie w siodle konieczne jest spokojne, stopniowe przygotowanie. Odpowiednie przygotowanie ("prior and proper preparation prevents p... poor performance...") spowodowało, że gdy wsiadłam, jedyne czego Fiestina się bała to to, że ze mną na grzbiecie może nie dać rady sięgnąć do ręki z marchewką (udało się, na szczęście!).
Oprócz przyzwyczajania do jeźdźca pracujemy też na górkach i drągach nad kondycją i grzbietem; uczymy się, że gumowe węże nie plują śmiercionośnym jadem tylko przyjemną, chłodną wodą; i że podczas czyszczenia i strugania kopyt człowiek nie służy za podpórkę.
Poldka też znacie już z poprzedniego wpisu. Piotruś ma za sobą zaprzyjaźnianie z podkładką i siodłem, przewieszanie się człowieka, zwisanie, oklepywanie i zsuwanie: stoicki spokój zachowany. Pora na pierwsze kłusy i dużo żucia i oblizywania się (to jest myślenie).
Odpowiednie przygotowanie z ziemi, zdobycie zaufania i zsynchronizowanie się z koniem pozwala prowadzić go z siodła w dwóch palcach (pierwsza ósemka w kłusie zaliczona), a przejścia w górę i w dół nie stanowią problemu. Pańcia, po przerwie w siodle, rozjeżdża się na nieco bardziej doświadczonych koniach, ale już nie mogę się doczekać kiedy przesiądzie się na Poldka. Podobnie jak Fiestina Poldek również nauczył się korzystać z dobrodziejstw cywilizacji w postaci prysznica oraz nie korzystać z człowieka jak podstawki pod kopyta. Zaliczył również kolejne tereny w ręce w towarzystwie Nika i Hawany, a koordynowanie nóg na drągach, górkach i nad przeszkodami zostało już (prawie) opanowane.
Przedstawić chciałabym też Drako, któremu nabijam na licznik godziny pod siodłem, a on z kolei nabija godziny w siodle na licznik pańci Poldka i tak wszyscy sobie wspólnie pomagamy.